THE PLACE WHERE I WAS: Portobello Road
Dzień nie zapowiadał się ładnie. Pochmurne niebo i zimny wiatr zwiastował nieprzyjemny i smutny dzień.
Na szczęście było inaczej.
Pogoda zrobiła nam Londyńczykom niespodziankę i z racji tego, że mamy sobotę, postanowiła dać nam trochę słońca.
Zrobiło się cudownie. Te kwitnące drzewa na biało i różowo, te radosne śpiewy ptaków.
Plan był taki, że pojedziemy na Portobello Road. No i jak zawsze, plan wypalił. Było zdjęciowo, żarłocznie i męcząco. A tak tłumacząc: zrobiłam trochę fotek (i to przepięknych), zjedliśmy sporo potraw (akurat trafiliśmy na targ z jedzeniem) i kupiliśmy trochę słodkości do domu, a męcząco – bo to był długi spacer w niewygodnych butach, a teraz płacę za to bolącymi stopami.
Dawno nie miałam tak pięknego dnia jak dzisiaj. Wszystko fajnie i bezproblemowo się ułożyło. Nie było żadnych niespodziewanych wydarzeń. Spędziliśmy kilka godzin razem w cudownym miejscu, podczas cudownej pogody, a co najważniejsze, że z najcudowniejszą osobą 🙂