Rodzinne Święta w Anglii.

Tak dawno nigdzie nie wyjeżdżaliśmy za granicę. Bardzo się ucieszyłam na samą myśl o wyjeździe poza Polskę. Szczerze mówiąc, to nie byłam pewna, czy wyjdzie nam ten wyjazd na sto procent do mojej siostry.
Czas do wyjazdu niesamowicie nam się dłużył, a synek nam bardzo chorował w tym okresie. Jednak nasza Pani Doktor (homeopatka) powiedziała, że spokojnie możemy lecieć i cieszyć się urlopem.
Dzień wylotu:
Cały dzień byliśmy w podróży, bo wylot był z Modlina. Droga nam się bardzo dłużyła. Całe szczęście, że dzień przed naszym wyjazdem zaczęły się roztopy, więc nie stresowaliśmy się tym, jak i czy w ogóle dojedziemy na lotnisko.
Na lotnisku szybka odprawa i sprawdzanie bagaży. Nie było kolejek, co jest super na małych lotniskach. Małe zakupy przed lotem, szybka toaleta i wsiadaliśmy już do samolotu. Na szczęście Leoś nam się nie znudził za bardzo, a podczas samego lotu był zachwycony i podekscytowany. Bardzo mu się podobało wznoszenie do góry (to uczucie, gdy wciska cię w fotel samolotowy) oraz podziwianie chmur za oknem. Lądowanie też nie było problematyczne, pomimo jego przeziębienia. Lot był bardzo krótki i przyjemny.
Po lądowaniu również szybkie sprawdzanie dokumentów przez bardzo sympatycznego pracownika lotniska i po chwili byliśmy już na zewnątrz. Późnym popołudniem dojechaliśmy na miejsce. Zostaliśmy ciepło przywitani i nareszcie mogliśmy cieszyć się przedświątecznym czasem z rodziną.
Podczas pobytu:
Byliśmy w Anglii nieco ponad tydzień, tak aby wrócić przed Nowym Rokiem.
Pogoda nas niestety nie rozpieszczała. Tylko dwa razy w ciągu całego pobytu widziałam słońce, a tak, całymi dniami padał deszcz.
Świąteczny okres jak zawsze szybko minął. Było bardzo przyjemnie, mieliśmy dobre jedzenie (choć nie za dużo, tak w sam raz aby się nie przejeść). Zrobiliśmy tylko kilka potraw, aby nie skupiać się na jedzeniu i obolałych z przejedzenia żołądkach, tylko na miło spędzonym czasie z rodziną. No i świetnie nam to wyszło! Miało nie być za dużo prezentów, a wyszło jak zawsze, czyli góra pakunków pod choinką.
Chodziliśmy sobie po okolicy, pojechaliśmy na wyprzedażowe zakupy, no i skosztowałam moje ulubione Eggnog latte w Starbucksie. No nie mogłam sobie odmówić. To już taka moja tradycja świąteczna. Może w następnym roku uda mi się w końcu zrobić taką kawę w domu.
Najbardziej podczas wyjazdu podobało mi się: przesiadywanie z całą rodziną w salonie, gdzie była przepiękna choinka (która serio wyglądała jak sztuczna), gdzie bawiliśmy się z dziećmi, rozmawialiśmy i jedliśmy świąteczny angielski deser, a także nasze wieczorne spacery po okolicy i oglądanie kolorowo przystrojonych domów.
Powrót do domu:
Powrót również był dość długi, na szczęście odebrał nas mój Tata i dowiózł późnym wieczorem do domu. Zrobił nam też zakupy żebyśmy nie musieli martwić się jedzeniem. Lot powrotny był tak samo przyjemny i bardzo krótki, jak przylot do UK. Na lotniskach, tak samo wszystko trwało szybko i przyjemnie.
Ten wyjazd przywołał wspomnienia, jak cudowne jest latanie samolotem, podróżowanie w nowe miejsca, smakowanie nowych potraw, rozmowy z siostrą, itd. Te angielskie budynki, drogi, ludzie, sklepy, przypomniały mi lata, gdy mieszkaliśmy w Londynie. To był fajny okres w naszym życiu. Czasem trudny, czasem bardzo przyjemny i piękny. Tęsknię za tym krajem i chciałabym wrócić, ale czy na stałe? Raczej nie, chociaż fajnie się tam mieszkało.